niedziela, 17 listopada 2013

Od Tatry


Dawno nie widziałam się z moją matką dlatego postanowiłam ją odwiedzić. Nigdzie nie umiałam jej znaleźć. W końcu udałam się na klify. Siedziała tam zapatrzona w przestrzeń. Postanowiłam podejść. Futro na pysku miała mokre od łez. Jej śnieżno-biała sierść była teraz brązowo szara, a kolor różowy był bardziej wyblakły niż zwykle. Przysiadam koło niej i spytałam
-Co się stało?
-Nic. Nie ma nic. Odszedł. Nie ma go.-mówiła
-Kogo?
-Romea.
-Na pewno gdzieś jest.
-Nie!-krzyknęła-nigdzie go nie ma! Zostawił mnie. Coś mu się stało! Nie rozumiesz. Tynie masz kogoś kogo kochasz!
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Kiedyś należał do tej watahy. Zginął tak jak inni w pożarze. Kochałam go. Niestety. Nie zdążyłam mu o tym powiedzieć-powiedziałam
-Tutaj ostatni raz go widziałam. Wtedy gdy zabił tych ludzi by mnie ocalić. -zaczęła płakać. Mi też przypomniały się wszystkie wspomnienia o basiorze, który zginął w pożarze. Ale nie mogłam dalej rozpaczać. Przytuliłam się do mamy. Wtedy ktoś wybiegł z krzaków. Jakaś wadera

Valixy dokończ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz