wtorek, 12 marca 2013

Od Jaspera



12 Marca, 12 pereł. Tyle ich mam. Za razem dużo jak i mało.  Nie ocalę nimi świata, ale mogę go poruszyć. Teraz większość czasu spędzam sam. Aisza się zmieniła, ma więcej na głowie, może już mnie nie kocha, ma całych tych swoich "przyjaciół". Jestem sam. Zacząłem biec przed siebie. To nie ma sensu. Dni są długie i nudne. Muszę znaleźć sposób, by się zabić. Muszę stąd odejść, teraz dla nikogo nic nie znaczę. Pobiegłem przed siebie. Przepaść. Skaczę, ale nie umiem już spadać, lecę przed siebie, a Tagot na mnie ze złości warczy... uderzam go. Obraca się w powietrzu bo chce mnie powstrzymać. Pędzę ku kaplicy bogów, rozgniewam się i zniknę, oni do tego doprowadzą. Tagot uderza we mnie piorunem , ale ja bronię się tarczą. Oddaję cios piorunem. Uderza w Tagota, który lekko obniża lot. Dotarłem do kaplicy. Tagot'a nie było. Pewnie poleciał po Aiszę, ale co z tego, jak ona przyjdzie i powie: Nie rób tego, kocham cię". Będzie kłamać. Orogeneza siedzi i medytuje. Uśmiecham się chytrze. Zbieram siły i wysyłam najmocniejszy możliwy piorun. Orogeneza zdezorientowana kuli się z bólu. Aquadora już do mnie biegnie. Tybettium stoi w oddali, nie ma zadowolonej miny. Trevor wyje. Zaczyna się burza gniewów. Orogeneza wznieca Tajfuny, Huragany, psuje wszystko wiatrem. Oby tylko nic się nie stało watasze. Tagot z dala strzela piorunami. Aquadora podwoiła siłę wody. O nie! Flearg był nad wodą, oby nic mu się nie stało. Trevor wywołał trzęsienie ziemi. Świat się wali. Rozgniewałem bogów. Tybettium próbuje wszystkich uspokoić, ale na bierno. Jacyś sługosi biegną w moją stronę, zabiją mnie. Zawyłem. Oberwałem w głowę i straciłem przytomność. Obudziłem się na zimnym kamieniu, lekko wilgotnym. Moje futro sklejone krwią, pewnie moją własną. Krwawię, bito mnie. Nie mogę się poruszyć z bólu, rozumiem tylko jedno: Jestem w więzieniu wilków. Warczę, kiedy słyszę głos:
-Tak ci było śpieszno się ze mną widzieć?
Był to głos Gordona, najgorsza kara na świecie. Ale zasłużyłem sobie na nią. Zasłużyłem od momentu kiedy się urodziłem i po kolei wszystkich pakuję w niebezpieczeństwo. Muszę znieść tą karę. Gordon podchodzi i mnie z całej siły uderza. Skomlę z bólu, a on się śmieję. Czuję jak spływa po mnie nowa porcja ciepłej cieczy, krwi. Przechodzą mnie ciarki. Próbuję przegryźć kratę, ale jest z gruba. Magia tu nie działa. Rzucam się na kratę, a Gordon się śmieje. Spływa mi łza, która się miesza w kałuży krwi.
-Wybacz Aisza- szepczę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz