Odbiegłem jakieś 1000 metrów. Wiedziałem, że może być jej smutno jak zginę, ale później zrozumie, że tak lepiej. Wziąłem głęboki oddech, prawdopodobnie jeden z ostatnich. Zacząłem lewitować. Podleciałem do góry, czułem podmuch powietrza na pysku. Wzleciałem tak wysoko, że niemal zamarzałem, ale o to chodziło. Zamarznąć i stracić przytomność, spaść i zginąć, zginąć dla dobra Aiszy i szczeniąt. Nagle poczułem, że ciężko mi się oddycha. Po chwili już nic innego nie czułem, tylko , że spadam.
<Niech dokończy Aisza>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz