-Zastrzelili ją myśliwi -powiedziałem smętnie- co do Angel, jest na tyle duża, że nie musi już z nami mieszkać, myślę, że nawet woli sama, a Tinwe.... hmh...nie chcę mieszkać pod jednym dachem z taką wariatką- powiedziałem szczerze
-Powiedzmy, że rozumiem- powiedziała- wiesz, powiem ci coś....- nie zdążyła dokończyć , bo Diana zaczęła skomleć- Muszę iść do dzieci.
-Okey, mnie nie będzie w nocy.
-Dlaczego?- zapytała zdziwiona
-Nie uwierzysz, ale mam sprawy prywatne- Aisza nie była dociekliwa i tylko skinęła głową- To do zobaczenia jutro, dobranoc!
-Dobranoc!
Poszedłem na wyspę marzeń, moje ulubione miejsce. Oglądałem gwiazdy, potrzebowałem chwili wytchnienia. Nagle zjawiła się Tinwe, tylko nie ona!
-Hej- powiedziała szeptem powoli zakradając się w moją stronę- gratuluję szczeniąt
-Dzięki-odpowiedziałem od niechcenia - co tu robisz?
-Oglądam gwiazdy i przyszłam pogadać.
-O czym?
-O tobie.
-O mnie?
-Tak.- czekałem co mądrego znów powie- miałam sen. Umierałeś. Walczyłeś z ludźmi. Wdarli się do waszej jaskini.
-Naszej?
-Twojej, szczeniaków i Aiszy. Broniłeś je i umierałeś. Przestrzelili ci płuca. Ale walczyłeś, by dać im czas na ucieczkę. Diana lewitowała, Aro latał, szybko uciekli. Aisza biegła co sił, ale przestrzelili jej łapę. W końcu umarłeś, a Aisza zdołała uciec.
-To tyko sen Tinwe- agresywnie ją upomniałem
-Tak, ale ja rzadko miewam sny, a jak śnie, to wszystko się zawsze spełnia.
-Zobaczymy, na razie nie mów Aiszy, jej życie jest najcenniejsze, nie będziemy jej go psuli.
<Niech dokończy Aisza>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz