Zjawiła się Aisza i Jasper. Ja leniwie się przeciągałam na ziemi. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Widziałam tylko jak Jasper się dziwnie patrzy na Aiszę, a ona robi głupią minę. Zaczęłam się jaszcze głośniej spać a medyk kazał mi się uspokoić. Ja zaczęłam lewitować, medyk szalał w okół mnie.
-Może i jesteś wariatką, ale masz się uspokoić i słuchać medyka- wrzasnął na mnie Jasper, a ja się wciąż śmiałam
-Proszę przestań, to dla twojego zdrowia- powiedziała Aisza, co mnie jeszcze bardziej rozbawiło.
Wezwałam wiatr i zaczęłam wraz z nim wirować. Jasper złapał mnie za łapę:
-Od początku jesteś wariatką, ale nie wiedziałem, że w takim stanie, że musisz się leczyć!- krzyknął
-Nie muszę..... tylko ty chcesz- odezwałam się i wyrwałam z uścisku jego pyska
-Wybacz Aiszo, muszę się tym zająć- powiedział do niej jakby się spowiadał, to mnie jeszcze bardziej rozśmieszyło, postanowiłam zrobić Jasperowi psikusa.
Wezwałam tak silny wiatr, że zdmuchnął Aiszę. Przewróciła się. Próbowała z całych sił walczyć, napinała wszystkie mięśnie, lecz zaraz spadła by z klifu. Jasper coś do mnie krzyczał, lecz mój śmiech zagłuszał. Jasper rzucił się w pęd wiatru, by zepchnąć z niego Aiszę. Na jego szczęście ją odepchnął. Podirytowało to mnie. Nasłałam na niego wichurę, ale Jasper zrobił coś, o czym nie wiedziałam, że tak potrafi. Zaczął we mnie strzelać piorunami. Schowałam się za skałą. Nagle usłyszałam krzyk, zatrzymałam wiatr , a Jasper pioruny. Drugi krzyk. To krzyczała Aisza. Jasper do niej podbiegł i usłyszałam jak mówi do medyka : "Pomocy! Ona rodzi!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz