niedziela, 30 grudnia 2012
Od Jaspera
To się z nimi policzę! Już widziałem ich sylwetki. Zawyłem i zacząłem pędzić w ich stronę. Była tam Aisza. Nie dobrze.... niemal uderzyłem ziemię przed nimi, gdy się zatrzymałem. Obaj zaczęli warczeć. Lewitowałem kilka milimetrów nad ziemią. Pioruny gotowe były wystrzelić. Pojedynek się zaczął. Jeden z wilków się na mnie rzucił. Drugi był przygotowany. Był zbyt silny i starszy z łatwością przygniótł mnie do ziemi. Zaskomlałem a Aisza krzyknęła: "NIE!!!" poluźnił uścisk, wykorzystałem chwilę i strzeliłem w niego piorunem. Myślałem, że go zabiję, ale nagle przed nim pojawiła się, ludzka postać, która "jednym paluszkiem" odepchnęła piorun i wysłała jego z powrotem do nieba. Następnie znikła , a wilk znów mnie przytrzasnął. Drugi już skakał. Nagle poczułem grzmotnięcie mojego ciała o skałę. Krwawiłem, miałem rozwaloną głowę. Większy wilk dobrał mi się do szyi. Zacząłem się dusić. Puściłem serię piorunów. Tym razem pojawiły się dwie postacie i sytuacja się powtórzyła. Aisza krzyknęła: "Puśćcie go!", ale oni nie reagowali. Nie mogłem oddychać. Nagle pojawił się mój zbawiciel. Niespodziewanie przybyła Tinwe. Posłała wichurę w stronę obu wilków, postacie nie zdążyły się pojawić, a wilki zostały zdmuchnięte jak kartka papieru. Po chwili postacie się pojawiły i wdarły się do głowy Tinwe ,zwalczyły magię. Wiatr ucichł, ale ja zdążyłem wstać. Kręciło mi się w głowie, a na ziemi było mnóstwo krwi. Zacząłem nią nawet pluć, a wilki znów ruszyły w moją stronę. Nie miałem sił, jedyne co sobie udowodniłem, to, że jestem słaby. Jeden wilk uderzył mnie łapą, przewróciłem się i powiedziałem: "wybacz Aiszo", a następnie nie było już mnie. Byłem przyzwyczajony, że zrobi się czarno i cicho, że będę sam, przeżyłem to wiele razy. Nie bałem się śmierci.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz