Tak sobie szybowałem, aż usłyszałem, że Aisza mnie woła. Powoli , robiąc piruety zlatywałem na dół. Delikatnie wylądowałem przed nią na piachu.
-Witaj skarbie!
-Co ci się stało masz taki dziwny głos- zapytała
-Nic. Kompletnie nic.
-A jednak coś...
- Nie!
-Tak! Twoje oczy zawsze się błyszczą jak kłamiesz, a ogon szybko wibruje.
-No dobra, wygoniłem matkę...
-Jak to?
-Nie jest już posągiem, jest wilkiem który bez watahy biega na wolności.
-Ale...
-Nie przejmuj się, chodź nauczę się lewitować.
Opisałem jej jak skupić się na każdej cząsteczce i jak poczuć każdą komórkę. Ona tylko patrzyła z niedowierzaniem, a później przeszliśmy to teorii. Przyniosłem różę:
-Zamień ją w kamień.
-Jak ja nie potrafię...!- śmiała się
- Potrafisz, zamknij oczy i uwierz!
Zamknęła, skupiła się, a wtedy ja przemieniłem różę w kamień.
-Zobacz, udało ci się! Jesteś niesamowita.- kłamałem , ale pilnowałem się by mój ogon nie ruszał się.
-Ach cudownie!
-To teraz latanie...
-O nie, Jasper, kochanie, nie przesadzaj- groziła mi z uśmieszkiem
Ale ja ją chwyciłem i uniosłem się z niż w powietrze. Lecieliśmy nad morzem, wlecieliśmy w chmury i ponad nie:
-I jak , podoba ci się...?-zapytałem
<dokończ Aisza>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz