środa, 30 stycznia 2013

Od Jasper'a do Aiszy i Shanti

Biegłem przed siebie. Nogi mnie bolały. Płuca unosiły klatkę piersiową, później opadała. Dyszałem. Miałem zawroty w głowie. Tagot wiedział, że potrzeba mi trochę prywatności i odleciał. Widziałem swoje łapy wbijające się w ziemie. Byłem pewien, że biegnie za mną Aisza. Przyspieszyłem. Klif.... dwadzieścia metrów... dziesięć... pięć... jedna i przepaść. Skoczyłem i zacząłem lecieć. Musiałem to poukładać. Znaleźć wilki które są zarazem ludźmi, lub ludzi którzy pomogą. Obróciłem się. Aisza stała przy spadzie klifu i wyła. Nie zawróciłem. Chciałem byś sam. Pędziłem do przodu. Trochę za granicą zobaczyłem wilczycę Shanti i Eragona. Rozmawiali, już miałem lecieć dalej, kiedy świat się zatrzymał. Wszystko ucichło, Shanti straciła równowagę i leciała na dół. Zawróciłem i popędziłem w jej kierunku. W ostatnim momencie ją złapałem. Wyglądała na przerażoną.
-Dziękuję...- powiedziała
-Nie dziękuj, to obowiązek alfy.
-Mogę się jakoś odwdzięczyć?
-Zostawić mnie w spokoju.
Wzleciałem na górę i leciałem. W górę w górę, w górę. Widziałem małe punkciki na ziemi. Aisza musiała podbiec do Shanti i pytać czy mnie nie widziała. Trudno. Muszę lecieć odwiedzić Ammenuma. Najpierw zlecę poinformować.
-No wreszcie- powiedziała Aisza- Myślałam, że znów podlecisz i popełnisz samobójstwo.
-Nie zrobiłbym tego ze względu na ciebie - przytuliłem ją- wybacz, ale lecę odwiedzić Ammenuma.
-Jasne, kiedy wrócisz?
-Nie wiem, za dwa dni?
-Kto to Ammenum? -zapytała Shanti
-Brat Jaspera- powiedziała Aisza- Nie mogę iść z tobą?
-Możesz, ale musisz ze mną lecieć.
-Mogę lecieć.
-To idziemy, a raczej lecimy.

<Niech dokończy Aisza>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz