Poleciałem szukać Ammenuma. Po dwóch dniach go znalazłem. Siedział tyłem do mnie na polanie i obserwował coś. Poszedłem. Nagle się obrócił i mnie zaatakował. Uderzyłem o ziemię i oberwałem łapą.
-Co robisz? - krzyknąłem
-Wybacz- zszedł ze mnie- nie wiedziałem , że to ty.
-Myślałeś, że kto?
-Nie ważne.
-Do licha!!! Cała rodzina, ty i Aisza coś przede mną ukrywacie, podobnie Aro, a Dianę rzadko widuję!
-Nic nie ukrywam. Nie zaatakowałbyś wilka który stoi za tobą, nie masz pojęcia kim jest?
-Nie wiem.
-A ja wiem. Lecę.
-Wiesz jak długo cię szukałem?!? Dwa dni, a ty po zamienieniu dwóch zdań odchodzisz?
-Muszę.
-To takie pilne?
-Dość.
-Powiedz....
-Nie.
Zaczął lecieć, a ja za nim. Zawyłem, ale nie wracał. Był szybszy i wkrótce stał się mała kropką na horyzoncie. Przekląłem fakt, że zechciałem go szukać. Wróciłem do watahy. Nagle podbiegła spanikowana Delili.
-Coś się stało?- zapytałem
-Singrid i Tengel popełnili samobójstwo.
-Że co?!?- potrząsnąłem Delili
-Po..pppełnili samobójstwo.
-Nie możliwe!!!
Zacząłem biec do jaskini medyka. Po drodze wszystko taranowałem. Warczałem ze złości. Po drodze Snow bawił się z Kolią. Wyglądali jakby uważali, że zwariowałem. Dobiegłem do jaskini medyka. Stała tam już Angel. Chciała chyba zapytać, czy już wiem.
-Wiem- odpowiedziałem przedwcześnie- gdzie Aisza?
-Nie wiem.
Zacząłem krzyczeć i uderzać łapami o ziemię. Rozwalałem wszystko.
-Uspokój się!!!- rozkazała Angel.
Warknąłem na nią i zacząłem biec przed siebie. Dobiegłem do klifu skoczyłem i zanurkowałem. Wstrzymałem oddech i wpłynąłem do podwodnej jaskini. Czy powinienem się zabijać? NIE! Aisza wtedy też się zabije, bez sensu, ale muszę jakoś wybić z siebie złość. Zacząłem wypływać, ale coś mnie uderzyło i powietrze uciekło z płuc. Był to wilk. Samica wilka która pływała pod wodą. Strzeliłem piorunem w wodę, ale nic się nie stało. Zaraz odejdę, kończy się tlen. Z resztek sił zrobiłem coś, o czym nie miałem pojęcia, że umiem. Zatrząsłem ziemią. Jaskinia w której byłem zaczęła się zapadać. Woda zrobiła się czarna. Pył mnie doganiał. Zacząłem wypływać. Wyczołgałem się na plażę i przybiegła Aisza. Słyszałem, że coś krzyczy, ale nie słyszałem dokładnych słów. Zdołałem tylko wykrztusić:
-Ciiiii.... nie mów nic, wszystko będzie okey.
Znów coś krzyczała. Przybiegła Delili, Angel i Diana. Wszyscy zrobili wielkie oczy. Nie wiedziałem o co chodzi. Spojrzałem na piasek. Był cały czerwony, od mojej krwi! Zrobiło mi się słabo.
-Głupia wilczyca!- wrzasnąłem- rozprawię się z nią, jeśli jeszcze żyje.
Delili do mnie podbiegła i liśćmi obłożyła ranę. Rana przecinała cały brzuch. Nie panując nad sobą zaatakowałem Delili. Spanikowała odskoczyła i uciekła kilka metrów. Podbiegła Aisza.
-Zostaw mnie!- zacząłem się kręcić.
Próbowała wraz z Seą uzdrowić mnie, ale na próżno. Słyszałem coś, że to magia. Zniecierpliwiłem się i zawarczałem na Aiszę:
-Na boga...!!! Odsuń się.
Coś krzyczała, a ja byłem głuchy. Warczałem i się miotałem. Piasek dostał się w ranę i strasznie bolało. Skakałem z bólu. Z wody wyszła wilczyca która mnie zaatakowała. Resztkami sił wstałem i ja zaatakowałem. Po chwili zorientowałem się, że atakuje powietrze. Straciłem tak dużo krwi, że miałem zwidy. Zacząłem strzelać piorunami. Byłem zły na świat. Przerażona Delili spojrzała z litością na Aiszę. Wilczyca znów sie pojawiła, ruszyłem na nią. Skoczyłem, a wtedy Aisza skoczyła na mnie. Zorientowałem się, że zaatakowałem Delili.
<Niech dokończy Aisza>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz