Urodziłem się w hodowli wilków. Rodzice nazywali się Sahara i
Desperado. Dali mi jak byłem mały połowę wisioru o czerwono-niebieskim
kolorze, a imię po bracie taty, który poświęcił życie by go ratować gdy
do klatki włamały się wygłodniałe niedźwiedzie. Rodzeństwa nie miałem.
Ludzie byli mili, a ich dzieci często przychodziły się ze mną pobawić.
Byłem mocno do nich przywiązany i nie chciałem uciekać, było mi tu
dobrze. Ale zdarzyło się coś, co raz na zawsze zmieniło moje życie...
Śniło mi się że jestem w lesie, otoczony wilkami, byłem dorosły.
Podeszła do mnie jakaś wilczyca i gestem zaprosiła do jakiejś jaskini.
Poszedłem za nią.
- Shiru, uciekaj od ludzi, sprowadzą na ciebie nieszczęście! Dołącz do nas, potrzebujemy kogoś takiego.
- Ale czemu mam uciekać? I co ja mam wyjątkowego? - spytałem, bo nie miałem pojęcia o co jej chodzi.
- Nie wiem dokładnie co chcą zrobić ludzie, ale to na pewno nie na twoją
korzyść. A co do twojej wyjątkowości to sam musisz ją odkryć...
Wtedy się obudziłem. Taki krótki sen... wtedy był dla mnie zbędny w
pamięci. Aż do czasu kiedy jakaś młodzież podpaliła trawę w klatce. Ja
byłem tak mały że przecisnąłem się przez rozgięte oczko siatki, lecz
inne wilki... spłonęły... CAŁA MA RODZINA!!! Nie kryłem rozpaczy,
uciekałem, byle dalej od tego miejsca. I przypomniałem sobie sen:
"Dołącz do nas, potrzebujemy kogoś takiego." Postanowiłem, dołączę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz